Nie, absolutnie nie. Oczywiście, że marzę o tym, żeby zagrać Ofelię. Później można się wcielić w Lady Makbet, a potem jest coraz gorzej, bo niestety tych ról jest coraz mniej (śmiech). Ale żeby było jasne – zadebiutowałam rolą Liny w spektaklu „Rowerzyści” u Ani Augustynowicz. To był debiut, gdy jeszcze byłam w szkole. Rola Olgi jest debiutem po szkole. To jest moja druga teatralna rola w życiu.
Jak przygotowywałaś się do roli Olgi. Czy odwiedziłaś więzienie, spotykałaś się z psychologami więziennymi?
Oglądałam program o psychologach więziennych w Polsce, o tym, jak ich praca jest niezwykle mało efektywna. Bardzo ciężko jest wprowadzić kogoś na dobrą drogę. Kobietom jest w tej pracy trudniej, bo muszą mieć w sobie bardzo dużo samozaparcia i siły w relacjach z mężczyznami, a mężczyźni w więzieniach są niezwykle łasi na kobiety. Kobieta jest postrzegana przede wszystkim jako obiekt seksualny. Musi sobie wyrobić silną pozycję, żeby jej słuchali i szanowali. Jest to niesamowicie wypalająca i męcząca praca, która prawie nie przynosi efektów. Ale ci ludzie są niesamowicie oddani tej pracy.
Jak ci się współpracowało z Waldemarem Zawodzińskim – reżyserem, który jest równocześnie dyrektorem teatru?
Z profesorem Zawodzińskim pracowało mi się niesamowicie. On ma wielkie poczucie gustu i smaku, wrażliwość, obycie w kontaktach z młodymi ludźmi. Czułam się z nim bardzo bezpieczna, chociaż w pewnym momencie zostawił mnie trochę samej sobie. Byłam tym przerażona, natomiast to było z jego strony absolutnie celowe. Chciał żebym szybko dorosła w teatrze i żebym potrafiła sama podejmować decyzje.
Rozmawiała Karina Bonowicz
O debiutancie
Agnieszka Więdłocha
- absolwentka łódzkiej „filmówki”,
- obecnie związana z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi,
- laureatka „Złotej Maski” – łódzkiej nagrody teatralnej – za najlepszy debiut sezonu 2009/2010,
- w telewizji zadebiutowała w „Czasie honoru” rolą Leny Sajkowskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz