2011/05/22

Fajerwerki słowne Czechowa - recenzja "Sztuki bez tytułu"

„Najpierw trzeba pomyśleć, a dopiero później grać” – słowa te padają podczas  jednej ze scen sztuki bez tytułu. To klasyczna interpretacja czechowa, pozbawiona jakichkolwiek uwspółcześnień. Cały spektakl jest konsekwentny i spójny.

Pierwszy akt stworzony jest na podobieństwo miniteatrzyku. Jest to  scenka rodzajowa w salonie Generałowej, podczas której kolejne postacie wychodzą na scenę i dokonują autoprezentacji. Rozmawiając, nie zwracają się bezpośrednio do siebie, lecz kierują swoje kwestie w stronę widowni, jakby głusi na odpowiedzi swojego rozmówcy. Zdają się prowadzić dialog z kimś, kogo nie ma, a jednocześnie sami sprawiają wrażenie nieobecnych. Każdy ma swoje przysłowiowe pięć minut, a całość przypomina prezentacje kukiełek, które zaraz zaczną nas zabawiać. Istny pokaz słownych fajerwerków!
Na scenie jest trzynaście krzeseł. Trzynaście marionetek, z których miejsce środkowe zajmuje Michał Płatonow - prowincjonalny nauczyciel, lokalny Don Juan i „bardzo oryginalny łajdak”, który nakręca spiralę większości wydarzeń.  Jego historia to opowieść o człowieku niepogodzonym z samym sobą, który z biegiem czasu coraz bardziej wplątuje się w sieć romansów i zdrad, z której nie ma wyjścia. Kręci się w kółko, stając się uosobieniem słabości i nieumiejętności dokonania wyboru. Niczym bohater jednej z szekspirowskich sztuk, zapętla się coraz bardziej w swoim postępowaniu, co ostatecznie kończy się dla niego tragicznie. Cały dramatyzm sytuacji, w której się znalazł, został fenomenalnie oddany przez grającego tę rolę Borysa Szyca. Pełen temperamentu i nieodpartego uroku bawidamek zaczyna stopniowo zamieniać się na oczach publiczności w sfrustrowanego człowieka i  emocjonalnego wygnańca, trawionego przez chorobę, której nie rozumie.
Jednak nie tylko postać Płatonowa przykuwa uwagę. Czechow stworzył korowód barwnych i ciekawych psychologicznie bohaterów. Mamy zatem uwielbianą i bardzo kobiecą Annę (Monika Krzywkowska), sentymentalnego i łagodnego Sergiusza (Grzegorz Daukszewicz), lekko wyniosłą i spokojną Sonię (Katarzyna Dąbrowska), czy pobożną i zniewoloną przez miłość do męża Saszę (Dominika Kluźniak). Poszczególni aktorzy przypisali swoim postaciom specyficzny sposób bycia, mimikę czy gestykulację.  Każdy przywdziewa inną maskę i ostatecznie sięga dna na swój własny sposób, przechodząc przemianę, która jest jego prywatną klęską.
Elementem, który najbardziej mnie zaskoczył i nadał spektaklowi oryginalności, jest końcowa scena przypadkowej śmierci Płatonowa. Scena pozornie bezpiecznych salonowych konwersacji zamienia się w niezwykle energiczne i pełne dramatyzmu zakończenie, mocno oddziałujące na świadomość widza. Aktorzy powtarzają ją trzykrotnie, tak jakby próbowali przekonać nas, że to się jednak wydarzyło, chociaż mogło potoczyć się inaczej. Ostatecznie jednak sen o śmierci Płatonowa - człowieka, który tęsknił za śmiercią (a może jedynie za spokojem?), ale nie potrafił rozstać się z życiem – przypadkowo się spełnia.
Agnieszka Glińska podała nam sztukę Czechowa dobrze przyprawioną – bez stwarzania widzowi okazji, by mógł spojrzeć na zegarek. 
Małgorzata Drążek

Agnieszka Glińska - Reżyser teatralny i telewizyjny, wykładowca warszawskiej Akademii Teatralnej (dawniej PWST), należy do grona najzdolniejszych reżyserów teatralnych młodego pokolenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz