2011/05/28

Rycerzu, gdzie jesteś? - recenzja „Don Kiszota”


Kim dziś jest Don Kiszot? To społeczny odrzutek, uliczny kloszard wałęsający się po Dworcu Centralnym z wyraźnie sfatygowaną reklamówką w ręku. Dziwak, może nie głupi, ale wciąż jakiś taki… niedzisiejszy. Problem w tym, że zaginął. Poszukują go aktorzy Teatru Dramatycznego z Warszawy.

Wyreżyserowana przez debiutującego Macieja Podstawnego sztuka to opowieść wielowątkowa. O odrzuceniu, o świadomych wyborach, społecznym wizerunku, utraconych marzeniach i wreszcie – o współczesnym teatrze i współczesnych ludziach.
Stworzone przez aktorów Teatru Dramatycznego postaci są wielowymiarowe i niejednoznaczne. Don Kiszot (Adam Ferency) to bezdomny, człowiek wykluczony poza margines społeczeństwa, a jednak w pewnym sensie ponad to społeczeństwo wyrastający. Dana mu jest bowiem skłonność do autorefleksji oraz bezkompromisowa wiara w idee, dzięki której ów Rycerz Smętnego Oblicza w oczach wiernego Sanczo Pansy (Dobromir Dymecki) zawsze będzie bohaterem: laureatem literackiej nagrody Nobla, żołnierzem walczącym w Afganistanie i Czeczenii czy dowódcą z Monte Casino. Współczesna Dulcynea (Klara Bielawska, Anna Kłos-Kleszczewska) to bezpruderyjna galerianka otwarcie oferująca Don Kiszotowi swe usługi. A jednak, tyleż perwersyjna co subtelna i niewinna, nieśmiało odkrywa przed nami swoje prawdziwe oblicze skrzywdzonego i nieszczęśliwego dziecka. Ciekawą postacią jest też Babcia Lol (Małgorzata Niemirska) – ubrana w barwne hipisowskie dzwony uosabia świat, który wprawdzie dawno już przeminął, a który wciąż domaga się wskrzeszenia.
Doskonałym uzupełnieniem scenicznej akcji są wyświetlane na ścianach filmy, stanowiące zapis improwizowanych działań aktorów. Bohaterowie z La Manczy, wprowadzeni w rzeczywistość współczesnej Warszawy, ukazują zderzenie wzniosłego mitu z brutalną rzeczywistością ulicy. Niepowodzenia w głoszeniu słowa Don Kisztota, pozostawione bez odpowiedzi nawoływania: „Walcz! Nie daj się! Kup sobie hełm na allegro, kup zbroję, bądź dzielny!, nie skłaniają przyjaciół Don Kiszota do rewizji nazbyt idealistycznych poglądów. Udaje się bowiem znaleźć kilku zagubionych, współczesnych błędnych rycerzy, którzy niczym Cervantowski bohater żyją między tym, czego już nie ma, a tym, czego nie ma jeszcze.
Równolegle obok wątku Don Kiszota, Sanczo Pansy, Dulcynei i Babci Lol toczy się akcja na poziomie metateatralnym. Już po kilku minutach od rozpoczęcia spektaklu rozlega się spóźniony głos z offu, przypominający o wyłączeniu telefonów komórkowych. Później jeszcze wielokrotnie na scenie pojawią się „techniczni” przenosząc krzesła czy sprzątając przestrzeń gry. Najistotniejszą postacią jest jednak wewnętrzny reżyser spektaklu o Don Kiszocie (Krzysztof Ogłoza), który w swym monologu o teatrze wykłada założenia sztuki, którą właśnie oglądamy, tę, w której „nic nie trzyma się kupy”.

Ale ten nieład jest tu jak najbardziej na miejscu, w połączeniu z ciekawie prowadzoną dynamiką spektaklu i pełnym profesjonalizmem działań aktorskich (na szczególne wyróżnienie zasługuje monolog Anny Kłos-Kleszczewskiej) składa się bowiem na niezwykle świeże i intrygujące widowisko.

Agnieszka Straburzyńska-Glaner

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz