2011/05/23

Robak - król zwierząt. Recenzja sztuki "Przemiana"


Mrówcza dola komiwojażera i pasożytnicze środowisko, doprowadzające do samotnego umierania w mieszkaniu pełnym ludzi – to dwa elementy, na które debiutująca Magdalena Miklasz zwróciła uwagę, adaptując prozę Kafki.

Zatłoczony, rozgrzany majowym słońcem plac przed toruńską Od Nową. W powietrzu wyczuwalne napięcie. Po chwili z gromadki zebranych widzów wyłaniają się dwaj panowie, którzy rozmawiają o „kochance podobnej zupełnie do nikogo”. Dialog przenosi się do środka, ale nadal jest na uboczu, jakby obok właściwej akcji scenicznej. Dotyczy sensu uczestnictwa w liturgii niepobożnego bohatera. To nieprzypadkowe wykorzystanie przez reżyserkę konwencji teatru w teatrze, które służy przemyceniu treści znaczących w dalszej części spektaklu. Panowie kłócą się, prezentując przy okazji wachlarz kafkowskich symboli: osamotnioną na polu topolę, która okazuje się późniejszą wieżą Babel oraz pijanego Noego – patriarchy spitego, a następnie wyszydzonego przez własnych synów. Ich starotestamentowe aluzje wskazują na tragizm ludzkiej egzystencji -  skazanie na bezgraniczną niedoskonałość i samotność. Wreszcie -  po oswojeniu się z wyborem między homo religiosus i homo ludens - bohaterowie zgadzają się, że tylko ludzkie spojrzenie może umożliwić odzyskanie własnego ciała.
Takiej optyki zdecydowanie zabrakło w domu Samsów. Patologiczny, patryjarchalny model rodziny jest reprezentowany przez: despotycznego ojca (w tej roli świetny Zbigniew Ruciński), stłamszoną matkę (Aldona Grochal), egoistyczną Gretę (debiutująca Julia Sobiesiak) oraz doświadczającego tytułowej przemiany Gregora (doskonały Wiktor Loga–Skarczewski). Pasożytując na jedynym żywicielu, doprowadzają tego ostatniego do skrajnego upodlenia – przepoczwarza się on w najmarniejsze ze stworzeń. W oryginale to żuk (czyli gównojad), w spektaklu – niedookreślony, owadzi jedermann, wyznający filozofię mrówki, która przemienia się w … właściwie nie wiadomo co. Bo nie cel, a sama metamorfoza się liczy. To ona pozwala dostrzec zatęchłość drobnomieszczańskiego myślenia, psychopatyczność międzyludzkich układów.
 Do zmierzenia się z trudną, tak bardzo autobiograficzną problematyką krakowscy aktorzy wykorzystali cały swój potencjał, pokazując niezły warsztat: niewymuszone napięcie między dyskutantami, pantomimę, a także symfonię szeptów i oddechów, budującą zaskakująco prawdziwy dialog. Razem z oszczędną muzyką (trochę niezbędnych dźwięków z offu i wyrzępolona przez Gretę Humoreska Dvořaka) i prostymi rekwizytami zbudowali transparentne tło, na którym jak na dłoni, widać z jednej strony groteskowość i absurdalność, z drugiej zaś tragizm całej sytuacji. Szkoda tylko, że poza streszczeniem kafkowskiej sytuacji reżyserka nie poszła krok dalej. Oba teksty Kafki dopraszają się o komentarz, a plastyczność materii, która cechuje tekst prozatorski, umożliwia wielopoziomowe żonglowanie znaczeniami. Wszak nie od dziś wiadomo, że i kwaśne jabłko robak toczy. Pytanie tylko: dlaczego?

Iza Piskorska

1 komentarz:

  1. Anonimowy27/5/11 13:21

    zgadzam się- warto tę sztukę zobaczyć z powodu Wiktora Loga-Skarczewskiego. jest naprawdę rewelacyjny!

    OdpowiedzUsuń