2011/05/27

Religia cielesności - recenzja "Bram raju"


Być może „Bramy raju” Jerzego Andrzejewskiego to studium zwątpienia. Być może refleksja na temat niskich pobudek wzniosłych idei. Być może. Jedno jest pewne - z adaptacji Małgorzaty Bogajewskiej się tego nie dowiemy.

Powieść Jerzego Andrzejewskiego, na podstawie której Małgorzata Bogajewska stworzyła swój spektakl, traktuje o krucjacie dziecięcej z 1212 roku. Tysiące niewinnych dzieci idzie do Jerozolimy po to, by ją wyzwolić swoją czystością. W trakcie wędrówki młodzi odbywają spowiedź. Okazuje się, że uczestniczyć w tej wyprawie każe im nie miłość do Chrystusa, ale wierność zupełnie innej religii – religii cielesności.
Problem niezwykle ciekawy. Bo jak pogodzić naukę Kościoła z budzącą się w człowieku seksualnością? Niestety, twórcy nie skorzystali z możliwości, które daje ten temat i nie rozwinęli go. A przecież najciekawsza jest w człowieku walka z sobą samym, z nachodzącymi go wciąż wątpliwościami, z próbą znalezienia równowagi między cielesnością a duchowością i przeżywany dramat, gdy okazuje się, że kompromis jest niemożliwy. Tego wszystkiego w „Bramach raju” nie było. Aktorzy kreują swych bohaterów na kobiety i mężczyzn dobrze wiedzących czego/kogo pragną. Nie żałują za grzechy  i zdaje się, iż wyznają je tylko dlatego, by ulżyć swoim cierpieniom wypływającym z niezaspokojonej żądzy.
Brakowało mi odcieni szarości w tym czarnym (bo już nawet nie czarno-białym) świecie. O ile bardziej interesujący byłby rozważany w spektaklu problem, gdyby ta cielesna miłość nie była tak jednoznacznie plugawa i zła. O ile bardziej poruszający byłby los dzieci, gdyby w ich pragnieniach można było dostrzec coś pięknego i świętego. Widzimy jednak tylko brud w tym świecie bez Boga i nadziei. Bohaterowie są jak marionetki w rękach swojej religii. Cierpią, jednak się nie buntują. Są jej wierni, jednak trudno właściwie określić z jakiego powodu. Nie ma w  nich lęku, refleksji, dylematów, łaknienia duchowości związanych z trudnym procesem dojrzewania. Jest tylko pragnienie przekroczenia bram raju – Jerozolimy, które ma przynieść spełnienie. Jak można przypuszczać, seksualne.
Być może miał to być głos w sprawie tego, czy warto służyć ideom. Być może twórcy chcieli powiedzieć, że każda religia działa podobnie, zniewalając swoich wyznawców. Jednak powierzchowne potraktowanie tematu sprawiło, że na wstrząs czy chociażby refleksję nie ma miejsca. W krucjacie uczestniczą biedne, „niewinne” dzieci.  I pomimo że ich problemy w  jakiś sposób powinny być mi bliskie, nie chcę i nie potrafię się utożsamiać z ich jednowymiarowym pojmowaniem świata. Nawet trumna, stojąca wciąż na środku sceny, ani też wiszący nad nią ogromny, ukrzyżowany Chrystus – dwa znaki memento mori, nie są w stanie usprawiedliwić działań postaci. Fałsz, który tkwi w tej wizji, nie pozwala mi na emocjonalne odbieranie tego spektaklu. 

Agnieszka Kalasińska   

1 komentarz: